Kolejnym spędzającym sen z powiek tematem, były tynki. O perypetiach z nimi związanych moglibyśmy opowiadać godzinami. Prawdę mówiąc temat nadal nie został zakończony, ale zacznijmy od początku.
Pierwszym krokiem był wybór tynków. Padło na tynki gipsowe (Dolina Nidy). Chcieliśmy aby dom dobrze oddychał, a mówi się, że to właśnie tynki gipsowe temu sprzyjają. Kolejną ich zaletą miał być fakt, iż nie wymagają one wykańczania gładzią, co wydało nam się bardzo ekonomiczne.
Wybór wykonawcy... hmm, tu już zaczęły się schody.
Wybraliśmy znajomą firmę. Specjalista wszystko wymierzył, dał wstępną wycenę. Super, wszystko dogadane, termin rozpoczęcia prac ustalony. Myślicie, że było tak pięknie? Otóż nie, dzień przed wejściem tynkarz zadzwonił i zrezygnował z pracy. To się nazywa profesjonalizm....
No to szybka akcja i szukamy dalej. Na szczęście (lub nie) dość szybko znalazła się firma, która wykonała nam tynki. Przed rozpoczęciem współpracy oglądaliśmy wykonania ich pracy w innym miejscu, wydawało się być ok.
Ekipa miała wejść w określonym terminie, ale jak to zazwyczaj bywa, nie obyło się bez kilkudniowych opóźnień. Gdy już szanowni panowie rozpoczęli pracę, zaczęły się komplikacje. Pracownik, na którego pracy najbardziej nam zależało, po pierwszym dniu rozchorował się... Było nam bardzo przykro, zarówno z powodu choroby, jak i z faktu, że zostali sami młodzi, mniej doświadczeni pracownicy.
Ustaliliśmy z szefem firmy, że zabezpieczymy przed wiatrem szczeliny między dachem a murem. Oraz zasłonimy otwory okienne. Tak by nie było zbyt dużego przeciągu (okna, które zamówiliśmy są drewniane więc aby nie stracić gwarancji, należy je zamontować po tynkach i wylewkach). Tak jak się umówiliśmy, tak też uczyniliśmy.
Efekty pracy. Gdy tynki były jeszcze mokre, nie było widać dokładności ich wykonania. Jednak, gdy zaczęły już podsychać, coraz bardziej widoczne stawały się róże niedoskonałości, typu przebarwienia, smugi, chropowatość czy wbite w ścianę gwoździe.
Zadzwoniliśmy do szefa i powiedzieliśmy, że jesteśmy niezadowoleni z efektów. Ten przyjechał i zaczął tłumaczyć swoich pracowników. Po pierwsze byli niezadowoleni, że nie wstawiliśmy okien. Twierdzili, że powinniśmy to uczynić, mimo utraty ich gwarancji. Oczywiście my sprawdziliśmy jak kończy się wstawianie okien drewnianych przed wykonaniem tynków. Historie ludzi, którzy tak postąpili kończyły się delikatnie mówiąc, niezadowoleniem i oczywiście powyginanymi od wilgoci oknami. Kolejnym absurdalnym wytłumaczeniem spartolonej roboty było "I tak wam te tynki zniszczą jak będą robić posadzkę."
Koniec końców, umówiliśmy się na poprawki, które mają być wykonane po zrobieniu posadzek. Przy okazji szef chce również zobaczyć, jak tynki będą zniszczone przez osoby wylewające posadzkę.
Podsumowując. Tragedii może nie ma, ale jednak zatrudniając specjalistów oczekujemy roboty, która nie będzie wymagała poprawek. Zwłaszcza, że cena wcale nie była niska. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia.